Jak już na pewno wspominałam, jestem maniaczką półproduktów kosmetycznych. Pielęgnacyjnych specyfików drogeryjnych raczej unikam, ze względu na całą gamę występujących w nich zapychaczy, substancji podrażniających itede, których moja cera bardzo stanowczo nie kocha.
Kiedyś (po magisterce raczej) się skoncentruję i wysmaruję wpis o moich początkach z naturalną pielęgnacją. Aktualnie czasu niet, i ograniczę się do pomniejszych wzmianek.
Poniższe zamówienie zostało znacząco ograniczone w porównaniu do poprzednich przeze mnie złożonych. Zorientowałam się, że puszczam na półprodukty niesamowitą kasę, a część z nich leży i się kurzy. Bardziej skomplikowane mieszanki tworzę rzadko, ostatnio raczej skupiam się na nawilżających żelach z ekstraktami, olejkach eterycznych i (absolutna podstawa) olejkach myjących i hydrolatach. Luv hydrolaty miłością wielką i nieprzemijającą.
Tak więc, wiedziona głosem rozsądku, który w mojej własnej głowie wyzywał mnie od najgorszych, chwyciłam (wirtualny) ołówek i z koszyka na ZSK wykreśliłam mniej-więcej połowę zawartości. Zostawiłam jedynie to, bez czego nie mogłabym się obejść, + obiekty najgorętszego pożądania. Kwota do zapłacenia w magiczny sposób skurczyła się ponad dwa razy.
Ale żeby nie było tak pięknie, tę nadwyżkę finansową i tak wydałam na inne, całkowicie mi zbędne dobra. Tak, ja i oszczędzanie na kosmetykach. Ale ubaw.
Niestety, ZSK miało przerwę majówkową, więc na paczkę czekałam ponad tydzień zamiast zwyczajowych dwóch dni. A właśnie hydrolaty mi się pokończyły, z olejku myjącego zostało kilka kropli i ogólnie byłam na skraju depresji, myślałam że już będę musiała kupić coś w drogerii.
Żeby było weselej, przy kompletowaniu zamówienia OCZYWIŚCIE zapomniałam o tym cholernym olejku. Gdy sobie przypomniałam, już po opłaceniu, odkryłam, że wcale nie jest dostępny (teraz już tak, wtedy nie). Przeniosłam się na stronę BU, wybrałam parę rzeczy, opłaciłam… I zorientowałam się, że kliknęłam wszystko co chciałam – ale ZNOWU bez olejku. Kurna. Musiałam smarować maila do sklepu, na szczęście miło i szybko zmienili mi zamówienie.
Paczka z ZSK przybyła dziś, tej z Biochemii spodziewam się jutro.
A teraz przejdźmy do zawartości.
Glinka biała „porcelanowa” – do tej pory stosowałam żółtą, przeznaczoną właśnie do cery mieszanej. Niestety, trochę jednak mnie podrażniała (minęły czasy, gdy mogłam nakładać na twarz solidną warstwę zielonej glinki). Przy jednym z zamówień, miesiąc czy dwa temu otrzymałam próbkę tejże białej glinki. Jest o wiele delikatniejsza, nie wysusza, przy tym nie można pominąć walorów estetycznych – szarobiała twarz straszy chyba trochę mniej od brudno-zielono-żółtej:) Zamówiłam 50 g i będę sobie robiła truskawkowe maseczki, yay.
Naturalne olejki: bergamotowy i z drzewa herbacianego. Zużywam średnio fiolkę każdego na miesiąc, są jedną z podstaw mojej pielęgnacji. O antybakteryjnych właściwościach drzewa herbacianego wie chyba każdy, to coś w rodzaju podręcznej rakietnicy na wypryski. Olejek eteryczny z bergamotki też działa antybakteryjnie, a przy tym ma absolutnie zachwycający zapach. Nie mogę się powstrzymać i ciągle dodaję parę kropel do brodzika przed prysznicem, świetnie mnie budzi o co bardziej barbarzyńskich godzinach.
Hydrolat z róży stulistnej – jeden z dwóch ukochanych hydrolatów (drugi to oczarowy). Tonizuje, łagodzi podrażnienia, nie wyżera twarzy jak większość drogeryjnych toników. Część zawsze wlewam do butelki z dyfuzorem, odrobina alantoiny, HA i niacynamidu – mam idealną mgiełkę do utrwalania makijażu. Mieszam go z olejkiem myjącym przy demakijażu.
Kwas mlekowy – do ustalania pH przy bardziej problematycznych formulacjach
TADAM! Oto dwa półprodukty których pożądałam od jakiegoś czasu, i na które w końcu się zdecydowałam.
Hydromanil oraz kolagen z elastyną. HA nawilża mnie całkiem fajnie w odpowiednim stężeniu, ale nie radzi sobie zbytnio z moimi zmarszczkami mimicznymi. Jako że ciągłe włażenie tapety w te zmarszczki jest wkurzające, postanowiłam wypróbować kolagen. Nałożyłam odrobinę na czoło przed kremem pielęgnacyjnym, i po 8 godzinach jest całkiem całkiem. Zobaczymy. A o hydromanilu jeszcze napiszę więcej – gdy go porządnie przetestuję.
Bonusowo otrzymałam 5ml sproszkowanego korundu-mikrodermabrazji. Aktualnie używam peelingu ze skały wulkanicznej, ale to cudo też obaczymy:)
Edit: własnie zjawił się Pan Kurier z paczką z Biochemii, mrrr. O tym innym razem:)
Jestem strasznie ciekawa tego hydrolatu z róży stulistnej. Też planuję zrobić mgiełki z moich hydrolatów, chociaż nie wiem czy ten z kwiatu lipy się nada, bo kojarzy mi się z ziołowym lekarstwem i chorobą 😛
Lipowego nie miałam, on chyba bardziej dla naczynkowców, a te problemu (przynajmniej tyle) nie mam.Wiesz, ten z róży stulistnej też nie pachnie jak olejek różany, jest świeższy, bardziej apteczny. Oczarowy w sumie też, ale uwielbiam go:) Tyle, że ostatnio wszedł jakiś nowy w ZSK, droższy, i tej wersji nie zamawiałam jeszcze. Prawdopodobnie zapach będzie inny.
Jestem na etapie kombinowania czym by tu podrasować moją mgiełkę do utrwalania makijażu…:)
Może jakieś witaminki? Albo aloes lub zielona herbata? 🙂
zielonej herbaty jeszcze nie próbowałam, była jednym z ekstraktów które wykreśliłam z zamówienia;D dzięki. a aloes i witaminy są w akcji:)
Glinkę, korund i ten hydrolat bardzo lubię. Kolagen i hydrocośtam koniecznie muszę obadać przy kolejnym zamówieniu, skoro dają w zmarszczki.
Niedługo (po egzaminach znaczy) opiszę moje luv-serum ultranawilżające (huh, hasełko prawie jak na opakowaniach cud-kosmetyków) z HA, kolagenem, aloesem i hydromanilem:) po miesiącu zauważalnie spłyciło mi zmarszczki mimiczne, chociaż raczej właśnie przez nawilżenie niż jakieś realne działanie przeciwzmarszczkowe.
To jeszcze nie ideał, ale więcej chyba mogą dać jedynie retinoidy.